W obliczu kontuzji podstawowych Aleksiuka, Terpiłowskiego, Stawiarza i Rudnickiego mecz z liderem - Ślęzą Wrocław wydawał się bardzo ciężką przeprawą. Mimo wszystko drużyna zagrałą dzisiaj całkiem niezłe zawody i mało brakowało, aby sprawiła dużą sensację.
Od początku spotkania wyglądaliśmy dobrze, graliśmy szybko i dokładnie w ofensywie, natomiast szczelnie wyglądała defensywa, która rozbijała ataki gości, a jedyne zagrożenie ze strony żółto-czerwonych było po stałych fragmentach. W 18 minucie Drąg ładnie wyłożył piłkę Kacprowi Wasilewskiemu, który podholował futbolówkę 20 metrów i strzałem w długi róg pokonał Palmowskiego. Po bramce gra trójkolorowych siadła i do głosu doszli rywale, jednak nie byli na tyle groźni, aby pokusić się o zdobycie bramki wyrównującej.
Jednak tuż po przerwie wrocławianie dopięli swego. Najlepszy strzelec LDJ - Sakwa na raty, bo aż dwa razy jego uderzenia z najbliższej odległości bronił Malec, zdobył swojego dziesiątego gola w lidze. Mecz otworzył się na nowo. Kilka minut po stracie gola Lechici ponownie wyszli na prowadzenie. Morawski ciekawie zagrał do Kacpra Wasilewskiego, ten mając obrońcę na plecach, obrócił się w kierunku bramki i znalazł się w sytuacji sam na sam, uderzył technicznie po długim rogu i piłka wpadła koło słupka. I ponownie zespół po zdobyciu bramki cofnął się na swoją połowę i próbował kontrolować przebieg meczu. Faktycznie, Ślęza dzisiejszego dnia nie była najlepiej dysponowana, choć raz było groźnie gdy Kacper Malec uratował zespół w sytuacji sam na sam, dwukrotnie broniąc uderzenie rywala. Kiedy w 86 minucie Chlipała zgrał do Wasilewskiego, a ten znajdując się sam na sam z golkiperem Ślęzy, przelobował go, dając prowadzenie 3:1, wydawało się, że jest po meczu. Niestety brak boiskowego cwaniactwa i doświadczenia dał o sobie znać. 120 sekund po zdobytej bramce goście złapali kontakt, gdy Świstak otrzymał z prawej strony piłkę i z najbliższej odległości pokonał bramkarza Lechii. Podopieczni Marcina Raka w samej końcówce zagrali źle. Zamiast łapać czas i grać po prostu roztropnie, starali się za wszelką cenę nadal być ofensywni. I stało się. W 94 minucie Hanusiewicz zahacza rywala 20 metrów od bramki. Do piłki podchodzi jeden z zawodników Ślęzy, uderza w światło bramki, Malec "wypluwa" nie w bok, ale przed siebie i przy biernej postawie obrońców do futbolówki doskakuje Przybycień, ratując remis swojej drużynie. Po chwili sędzia kończy mecz, który pechowo kończy się dla nas remisem.